11 czerwca 2012

Nie powinnam byla sobie to robic. W przerwie miedzy jedna, a druga kawa otworzylam archiwum sprzed lat i zaczelam czytac. Zachowanych kilka rozmow (zamkniete w slowach te pierwsze uczucia, gdy jeszcze ludzie sie nie znaja i zaczynaja dopiero poznawac), garsc wspomnien i nadziei. Jednej nocy rozmawialismy dwanascie godzin.. nastepnego dnia napisalam, ze pociaga mnie w nim miedzy innymi jego dar obserwacji i to, ze przyglada sie swiatu niczym uwazny prozaik. W slowach bylo wszystko. Nadnaturalna wrecz wrazliwosc. Coz za hojnosc wyobrazni. Czulosc i namietnosc. Namietnosc i czulosc. Czlowiek wolny, spragniony przygody i poznawania swiata wszystkimi zmyslami. I sobie tak teraz mysle.. sa ludzie, ktorzy boja sie burzy, posiadaja cztery parasole i ubezpieczaja sie na zycie. I jest on. Jakze trudny do podrobienia.

Dzis gdybym miala pokusic sie o dalszy opis - musialabym sie dlugo zastanawiac, jak to zrobic w mozliwie najmniej syntetyczny; a wrecz klinicznie czysty sposob.

Nie powinnam sobie uswiadamiac, ze moja glowa i serce pracuja jak takie male elektrownie - nieustannie przerabiaja to, co bylo - na to, co jest, i to, czego nie ma - na to, co bedzie. Moze bez nadziei byloby mi latwiej.

**

Milosc nie wystarcza, samotne wieczory wydluzaja sie. Oznaki zniecierpliwienia, pogonie i ucieczki, milczenie, wykrety. Fala gniewu zalewa rozum. Pierwszy wycofuje sie mezczyzna. Znika i tylko ona zostaje z uczuciami na posterunku. Kobieta okazuje sie mistrzynia w tym cierpieniu. Czasem jest to zalosne, czasem smutne; jak w wierszyku Osieckiej:
Wrocilam do Boga zdyszana
wrocilam z dalekiej podrozy
i zastalam zamki na lodzie zmienione w drzwiach
Pozniej juz tylko kilka lez wpada do piwa i koniec, kropka, zapala sie swiatlo i publicznosc wstaje z krzesel i wychodzi z kina. No zesz jasna cholera.