I nagle jak wielki bum! Fantazja rozfikala moj niepodaniowy zyciorys.
*
Urodzilam sie w miejscowosci z ktorej pochodzi moja najwierniejsza przyjaciolka i wlasnie to miasto mam wpisane w metryce, na podstawie dwoch naocznych swiadkow. Dziesiatego pazdziernika. Natomiast jesli chodzi o rok urodzenia, to swiadkowie (za moja namowa) placza sie w zeznaniach. Wedlug obliczen moich malych podopiecznych mam milion lat, badz 6 (myla sie jeszcze w rachunkach), dla wiekszosci moich znajomych dobiegam 40-tki, natomiast, co niektorzy mezczyzni zanizaja mi wiek do 25-ciu, ale zupelnie mnie to nie interesuje. Sama zas czuje sie tak, jakbym za rok miala isc do sredniakow.
Znak zodiaku: Waga. Dominujaca planeta: Wenus. Glowne cechy to: wdziek, takt, umiejetnosc dyplomacji, inteligencja i lekkomyslnosc. Slynna kabalarka Pellegrini podaje, ze szczesliwe numery moje to: 5,6 i 10, kolory: czarny i blekitny, kamien: akwamaryn, dzien tygodnia: piatek, drzewo: jarzebina, drzewo migdalowe, kwiat: gozdzik, tulipan. Ale jak to mawia J: 'nie wmawiaj sobie, ze jest na Ciebie schemat', wiec byc moze wszystko co jest przypisane mnie, jako Gehi - jest nieadekwatne do mnie, jako Ajony.
Dziecinstwo mialam pelne szczescia i milosci. Niemniej czesto cwiczylam mowienie szeptem, bo juz wtedy musialam miec swoje male tajemnice, ktore z wiekiem staly sie duze (o wiele za duze). Nieraz przy laskawym sloncu wyfruwalam na laki, niedaleko malenkiej rzeczki i tam posrod paproci i roznych roslin, ktorych nazwy dopiero poznalam na studiach, krzyczalam glosno, majac pewnosc, ze mnie nikt nie uslyszy. A moj mocny (juz wtedy) glos stracal pylki z kwiatow (blekota szalenia, mikolajka blekitnego, pszanca lakowego, dziegiela, poziewnika..) na pola. Do przyjemnosci tez zaliczyc moge bieganie z siostra i z sasiadami po brukowanym, duzym podworku i zabawe w berka, czy w chowanego. Ukrywalam twarz w rekach i wrzeszczalam: 'Palka, stukalka, dwa kije, kto sie nie schowa, ten kryje!' poczym lypalam jednym okiem za oddalajacymi sie dziecmi sprawdzajac, czy juz sa schowane, i dopiero wtedy dokrzykiwalam: 'Ide szukaaaac!'. Najlepiej jednak (jak mozna sie spodziewac) wychodzilo mi chowanie sie. Do dzis ukrywanie siebie, badz czegos o sobie, jest dla mnie jak zabawa, ktora moze wcale sie nie konczyc.
Kiedy juz, tak na oko sasiadow, osiagnelam wzrost czternastoletniej dziewczynki (a bylo to pewnie w wieku 10 lat, bo wzrostem odbarowal mnie moj tato) kupiono mi czerwona sukienke i buciki, bo dziewczynkom w czerwonym do twarzy. Pamietam jak pozniej przez wiele lat nienawidzilam czerwieni. Zmienilo sie to wiele lat pozniej, gdy czerwienia zaczelam malowac paznokcie, a bordem usta. I tak jest do dzis.