Zajelam sie dla odmiany soba. Dluga, goraca kapiel poprzedzona
peelingiem z kawy i maseczka rozgrzewajaco-nawilzajaca. Miekki szlafrok.
Bacardi Breezer Tripical Coconut. A gdzies pomiedzy na nowo
czytany Pilch (w slicznym, malym wydaniu kupionym w polskiej ksiegarni
'na rogu'). Odmienny (lagodny) stan moich mysli. Wpuscilam hydraulika, a
na pytanie o jakis tam zawor wzruszylam tylko ramionami. Codziennosc
stracila dla mnie racje istnienia. Dzis wszystko musi byc
nieskomplikowane, niedrobiazgowe i nie zadajace mojej uwagi.
Rozmowy telefoniczne, ktore jesli juz musze i prowadze, sklaniaja mnie
do innego entuzjazmu (niz zazwyczaj) i zapalu wypowiadanych slow. To jak
gluchota fizyczna - odmowa sluchania i blokada ufnosci. Odkladam wiele
rzeczy na pozniej. Na razie wlasnie tego potrzebuje. Tak jest mi dobrze.
Zbieram sily. Rozkwitne. Przeciez. Jak zawsze. I gdy znow zapyta o moje
serce bez zastanowienia odpowiem: 'Za twarde dla ciebie'.