Nie wiedziec czemu przypomnial mi sie pewien sylwester. Niezwykle
lagodny i cieply. Nie ostatni bezsniezny, jaki mialam jeszcze przezyc.
Pamietam jak sucha noga poszukiwalam Nowego Roku na niebie. A ze mna
wielu znajomych. Powiedzialam niechcacy, ze zycze sobie bym w kolejnym
roku nie upodobnila sie do glupiej kozy. Kilka dni pozniej dostalam koze.
Przyslali mi ja poczta. Biala, kosmata, bez uszu i rogow. Z zabawna
broda i duzymi miodowymi oczami, ktorych zrenice mialy ksztalt
zamknietego szlabanu - poprzecznej kreski. Taki zakaz wjazdu ocieniony dlugimi rzesami i pewnie dlatego wlasnie ja polubilam. Wstep wzbroniony. Zupelnie jak do mnie.
Musialam chyba na chwile stracic instynkt samozachowawczy, kiedy
wyrzucalam ja do kosza i gubilam swoj ulubiony zegarek. Nastala bowiem era glupiej kozowatosci bez okreslonego czasu.