7 października 2008

Nie wiedziec czemu przypomnial mi sie pewien sylwester. Niezwykle lagodny i cieply. Nie ostatni bezsniezny, jaki mialam jeszcze przezyc.

Pamietam jak sucha noga poszukiwalam Nowego Roku na niebie. A ze mna wielu znajomych. Powiedzialam niechcacy, ze zycze sobie bym w kolejnym roku nie upodobnila sie do glupiej kozy. Kilka dni pozniej dostalam koze. Przyslali mi ja poczta. Biala, kosmata, bez uszu i rogow. Z zabawna broda i duzymi miodowymi oczami, ktorych zrenice mialy ksztalt zamknietego szlabanu - poprzecznej kreski. Taki zakaz wjazdu ocieniony dlugimi rzesami i pewnie dlatego wlasnie ja polubilam. Wstep wzbroniony. Zupelnie jak do mnie.

Musialam chyba na chwile stracic instynkt samozachowawczy, kiedy wyrzucalam ja do kosza i gubilam swoj ulubiony zegarek. Nastala bowiem era glupiej kozowatosci bez okreslonego czasu.