Porankiem mam wrazenie, ze skonczyly mi sie wszystkie lzy i nigdy nie
bede w stanie juz zadnej uronic. Moze to i dobrze. A moze to tylko przez
ta bezsilnosc. By cos czuc - ponad smutek - wlaczam poznym popoludniem 5
minutowy film i ogladam w ciszy i zachwycie kilkakrotnie. Znam kazdy
fragment na pamiec, wiem co za chwile sie wydarzy, a mimo to fala
czulosci dopada mnie nieprzerwalnie raz za razem.
Wiec jednak umiem jeszcze plakac. Lza splywa po policzku powoli
zatrzymujac sie w uniesionym do gory kaciku ust. Chce zatrzymac w sobie
ta chwile. Wystarczylby tylko jeszcze dotyk pelen czulosci - ale moze
znow chce za duzo (lecz przeciez nie tylko dla siebie).