19 listopada 2011

Najpierw przychodzi smutek, pozniej pustka, a kiedy dopada wyjatkowa desperacja biore szczoteczke do zebow i zabieram sie za czyszczenie miejsc miedzy kafelkami w lazience. Jesli ktos w tym czasie zadzwoni z pytaniem co robie klamie, ze odpoczywam. Nagle stwierdzam, ze stalam sie patologiczna klamczucha na wziamnke o swoich samopoczuciu. Na poczatku udawalam, ze nie boli, a teraz udaje, ze przestalo. I trudno wykrzesac mi z siebie entuzjazm. Mimo, ze powody naprawde bym znalazla, bo przeciez to i one sprawiaja, ze nie rozsypalam sie calkowicie.
Nie dosc, ze z wysilkiem stawiam czola swoim myslom, to jeszcze czasem musze udawac osobe, ktora jest wciaz szczesliwa.

Czyzby wszystko zmienilo sie w wielki zart, a ja jestem jedyna osoba ktora go nie lapie? Nie rozumiem, a wydawalo mi sie ze jestem w stanie pojac tak wiele, wytlumaczyc sobie i przed innymi, usprawiedliwic, ukoic. Teraz nie umiem nawet gdybac. Mentalna telepatia nie dziala. W glosnikach Smolik.


*

Nie posiadam daru do czynienia cudow. Wiec ten jeden, ktorym mnie los obdarzyl musi mi wystarczyc. W piatek ubiore jedna z nowych sukienek. Do torebki wsune paczke chusteczek. A gdy opuszcze ten wielki, stary budynek..