- Tak słucham? - odebrałam sennie telefon.
- Mam tego dość! - usłyszałam swoją koleżankę z czasów studiów - Wszystko przez to, że jestem brzydka i urodziłam się 13 w piątek.. - R. upodobała sobie te słowa i wypowiada je zawsze w chwilach porażki.
- Tak.. tak.. Dzień dobry co się znów stało i jakie znaczenie ma że jesteś brzydka? - zapytałam przekornie.
- Ma!! - krzyknęła, jakby w ten sposób chciała mi udowodnić jak
wielka przewaga jest w życiu ładnych nad brzydkimi i wszystkimi tymi
którzy mieli to szczęście urodzić się pod niepechową gwiazdą.
Być może to prawda, że "piękni" lub tacy, których uroda nieco wyrasta
ponad przeciętność, czują się na świecie lepiej - częściej przyciągają
uwagę otoczenia, mają powodzenie i więcej dróg staje przed nimi otworem.
"Brzydcy" są w gorszej sytuacji bo popadają w kompleksy i podlegają rozmaitym zahamowaniom, bywają niedostrzegani.
- A znasz to: "Brzydota rodzi wewnętrzne bogactwo, a zewnętrzne piękno kojarzy się z duchową pustką"? - powiedziałam.
- Nie wysuwaj mi tu takich....wiesz dobrze, że to czcze gadanie - odburknęła.
- Takie czcze jak i Twoje - odparłam - Nie wyzywaj tyko powiedz co się stało.- Przyjedziesz na moje wesele? - powiedziała zaczepnie.
- Daj mi 2 godz i jestem - nabrałam humorku z rana.
- No podśmichuj się, podśmichuj.. A ja mam problem z suknią, w każdej
wyglądam jak kaczka. Zespół zamówiliśmy a tydzień później zadzwonili do
mnie, że się rozpadł.. tylko mnie się to może przydarzyć - powiedziała z rezygnacją.
- Zespół zamówisz drugi - przecież wszystkie się jeszcze nie rozpadły
z wrażenia na Twój ślub, a w sukni będziesz pięknie wyglądać - powiedziałam pocieszająco.
- I tak jestem brzydka i pechowa ale już się przyzwyczaiłam - całkiem wesoło zakomunikowała.
- A ja się przyzwyczaiłam do Twojego marudzenia..
Miłego dnia.