Przerażenie pełza po mnie jak włochata liszka - czy to właśnie jest ta
chwila, o której zawsze wiedziałam, że nie da się przed nią uciec??
Chwila przełamująca moje życie na pół, po której nic nie jest jak
przedtem i wszystko będzie się odbijać w prześmiewczym krzywym
zwierciadle?? Chwila w której całe dotychczasowe moje życie - jego koloryt i zapach - wydawać się będzie nabrzmiałe szczęściem?? Czuje, że życie wypływa ze mnie cienką strużką, kropla po kropli i zbiera się w kałużę poza moim pokojem. Próbuję znów poczuć się ulotnie i lekko uchwycić otwartego okna, jakbym
była wiosennym ptakiem, który wpadł przypadkiem do tego pokoju.
Ale czy się uda?? słowa "białego fartucha" zmiażdżą moje marzenia.
Rozglądam się po pokoju - komoda mojego dzieciństwa, na której błękitne
świeczniki. Błękitny koc okrywający krainę moich snów, mały drewniany
okrągły stolik przyjmujący gościnne kawy. na biurku samotna popielniczka
odbijająca się w monitorze, klawiatura coraz rzadziej używana. Na
ścianie fotografie osnute szybą wspomnień i dziecinny kolorowy kalendarz
odliczający dni.
Próbuję szukać ratunku w stabilności przedmiotów martwych. Nic nie
ubyło, więc się nic nie zmieniło, więc w moim życiu też nie zajdzie
żadna zmiana.