Wciąż próbuję zatrzymać tlące się życiem chwile - rozkołysane ciszą odlatujące w przestrzeń ciepłe dni. We włosy wplatam spinki uśmiechów - podoba mi się ich czekoladowy połysk. Zasłuchana w spokojny nurt swego oddechu czuję, że nawet mój płacz już przeminął (każdy ma do wypłakania swój przydział łez).
Zdrowieje. Choć łykam te białe krążki snu. I wiem, że spokoju szal osnuje wiotką moją kruchość dłoni i duszę wtopioną w wyniki prolaktyny, a w sercu wiosennym szeptem się rozdzwoni słoneczne westchnienie nadziei. Klatka codzienności zamyka swą furtkę - rozwiewają się smutne słowa
naznaczone piętnem goryczy. Nie sączy już się paranoja. Cisza myśli
spokojnie tonie we mgle. Przykryję się w nocy ciepłym szalem spokoju -
tak bezpiecznie i spokojnie. To możliwe jest gdy w moim wnętrzu kiełkuje
ziarno siły w harmonii ze światem i ze sobą znalazłam złoty środek i
choć ogień roznieca mi duszę nie widzę już barier (nie..nie..nie..) nie czuję już stłuczeń (siniaki zawsze się goją..)
Znów zostanę ciocią.