To wahanie zawsze mnie gubi. Decyzje najwazniejsze powinnam podejmowac
zanim znajde wogole czas na wlozenie butow, by ruszyc do biegu. A tak?
Nabralam zlego przyzywczajenia do oddzielania formy od tresci - uczuc od
wyrazu uczuc - mysli od wyrazu mysli. A to wszystko powinno byc
nierozlaczne.
Od zbyt dawna osmielam sie myslec tylko po cichu. A to przeciez rodzaj klamstwa.
**
Poranek byl cieply i sloneczny. Siedzialam na lawce czekajac na autobus.
Nie opuszczalo mnie wrazenie, ze cos sie dzisiaj wydarzy. Od rana
mialam sprosne mysli, pusty zoladek (po czwartkowej grypie zoladkowej) i
usmiech na twarzy. Dopiero po kilku minutach odkad usiadlam obok lysego
jegomoscia zatopionego w porannej, angielskiej gazecie zwrocilam glowe
ku czystemu niebu ponad chmurami i naszla mnie mysl - akurat
wtedy kiedy ciemnoskora kobieta z obfitym biustem i zadartymi posladkami
(jak przystalo na Jamajke) szturchnela moje ramie. Jegomosc machnal na
autobus.
Teraz bedzie juz tylko dobrze.
Po schodach. Na gore. Bo blizej niebu. Po schodach. A na gorze - siedziala moja przeszlosc. Tak prawie-w niebie.