27 grudnia 2007
Pale coraz mniej. Czasem tylko z przekory.
Czasem dla poprawienia smaku wina, czy kawy.
Niemniej coraz mniej.
Kiedy ostatnio jednak jadlam kolacje z sasiadem i juz zawczasu czulam sie znuzona ciagla koniecznoscia umiejetnego laczenia serdecznosci i niedostrzegalnej powsciagliwosci papieros bylby dla mnie zbawieniem. Moze byloby latwiej gdybysmy rozmawiali po angielsku, ale On uparl sie, ze nauka polskiego idzie Mu dobrze i mowi jasno, wiec bede Go rozumiec doskonale.
Zapytal jakie wino wole, a gdy juz mialam zaproponowac biale, Sauternes, On juz zdarzyl zamowic jakies inne ktore znalazl w karcie. Potem byl lekko zdziwiony, ze niemal nie pije. Powiedzialam, ze kiedy nie pale - to nie pije. I nagle. Sala dla VIP-ow. W niej wszystko mozna. Wszystko to jednak i tak za malo powiedziane. I nagle kelner, jak bylo do przewidzenia z najdrozszymi gatunkami papierosow. Kem nigdy nie byl skapy. Raczej uwazny i nigdy nie zapominal w wydatkach o poczuciu przyzwoitosci. Dlatego akcentujac 'Wez ta paczke na pamiatke tej Christmas'owej kolacji' poczulam sie na tyle niezrecznie, ze przekora ukazala tylko jedno wyjscie. Zostawic papierosy na stole.
A moglabym wlozyc paczke do torebki i dorzucic kilka slow, ktore dowiodlyby, ze nie dalam sie wywiesc w pole 'Zapalajac papierosa bede myslec o Tobie' nawet jesli to wierutne klamstwo.
Moglabym.
Coraz wiecej jednak decyzji podejmuje z przekory.
*
P. mi napisal:
"Mozna rozmawiac nie uzywajac slow, mozna przebaczac i ranic tylko spojrzeniem,
mozna szeptem ledwo slyszalnym (trwajacym kilka mgnien) powiedziec to, co slyszalne tylko przez druga osobe i zmienic reszte zycia".
Mozna tez jednym gestem zniszczyc wszystko. Co tez robie konsekwentnie.
Ktoregos dnia zabawialismy sie z MM. zapytujac sie siebie, w czyjej skorze chcielibysmy sie znalezc, i doszlismy do wniosku, ze tak naprawde nic nie zyskalibysmy na tej przeprowadzce. Zaskakujaca konkluzja.
Ciekawe. Rozmawiam z W. od kilku godzin (po pol rocznej przerwie) i gdybym miala cos powtorzyc - nie mialabym co. A przeciez obydwoje jestesmy jak najbardziej trzezwi. Dobrze Go slyszec nie na alkoholowym rauszu.
**
No i bede sie dalej ksztalcic. Tylko ten rodzaj ambicji uzyczyla mi Mary i jest bardziej jej wlasciwy, niz do mnie podobny. Choc nie ma ani jednego zdania ktoremu bym zaprzeczyla - dazac do podniesienia poziomu swoich kwalifikacji, to jednak upraszczam to perfidnie. Nie przysieglabym czy tego rzeczywiscie nie chce. Ale w takim czasie zlozylam te papiery, ze do glebi znieksztalcil sie sens tej podyplomowej nauki. Jak o tym mowie to nawet dzwiek mojego glosu wydaje mi sie byc falszywy.
W tym kamuflazu widze raczej przewrotna zrecznosc radzenia sobie z problemami rodzinnymi, niz swiadome dzialanie. Nie moge uwierzyc, ze moj jeszcze mlody umysl poradzi sobie 7 stycznia i nie bedzie staral sie mnie zdyskredytowac - pograzajac.
Choc musze przyznac - udal mi sie ten portret mnie - spokojny i odprezajacy mimo chmur niepokoju nadciagajacych.
Zmysl nasladownictwa. Bardzo sie go wystrzegam. Chce oswobodzic sie z faktow bez znaczenia i nie powtarzac drobiazgow.
Odwazam sie byc soba (mam to przynajmniej w glowie). Decyduje sie w koncu nie robic nic tylko z kokieterii - zeby bylo mi latwiej, ani ze zmyslu nasladownictwa i proznosci zaprzeczania, ze to ja jestem taka oryginalna.
Chcialabym tez chodzic tylko tymi drogami, ktore prowadzilyby mnie tam dokad powinnam(!) pojsc.
Tylko obecnie zupelnie nie mam pomyslu na to co powinnam. Wiec moze sie juz ucichne. Yhm?
Autor:
Agi Jonczyk