21 marca 2008
Moj proznujacy umysl produkuje tylko sennosc. Niewierna sobie i swoim regulom korzystam ze swobody bez ograniczen. Moglam sie juz przekonac nieraz jak bardzo obowiazek ulatwia mi szczescie. Nie potrafie bowiem wziasc sie w garsc ot tak, trzeba mi dyscypliny. Myslaca istota, ktora nie ma celu doswiadcza odrazajacej pustki.
Chcialabym - w moim wieku - wymagac od siebie tego, co najlepsze. Ale oduczylam sie wymagac. Po tygodniu na zwolnieniu nie moge sie doczekac wtorku. Gdy pojawilam sie na kilka godzin w pracy uswiadomilam sobie jakze niezwykle mile jest, gdy kilkanascie malych serduszek stesknilo sie. I potem gdy znow 'zaniemoglam' i wyladowalam na kanapie asystentka przyprowadzila mi jedno dziecie mowiac: 'Plakala, ze chce spac z Aga'. I spalysmy. I czulam sie potrzebna. Znow.
A wezwanie wiosny nie znajduje zadnej odpowiedzi, bo wczoraj wieczorem znow padalo.
O! Zaswiecilo slonce.
A Ktosia wspolokator ma niezwykle uspokajajacy glos, kiedy mi tlumaczy, ze powinnam uspokoic mysli w trosce o.
Niebo zachmurzylo sie w nocy, a o swicie nadciagnal wielki wiatr. W polsnie zamknelam okno. I gdy znow polozylam glowe na poduszce przysnil mi sie. Moj wzgledny spokoj pozwalal mi zrozumiec, ze zachowywalam sie jak nalezy - ale to bylo we snie.
Wiem, ze gdyby - okazalabym sie tchorzem. Nie moja meznosc by zwyciezyla, a slabosc. Nawet jesli trwaloby to tylko chwilke. Dobrze, ze sa jeszcze mezczyzni przy ktorych czuje sie bezbronna.
Czasem sobie mysle, ze te moje zapiski daja calkowicie falszywe wyobrazenie mnie. Nie pisze bowiem tylko w okresach rownowagi, zdrowia, szczescia; ale (i moze przede wszystkim) rozkojarzenia, smutku i wahania. Wtedy kiedy jest konieczne, zebym nad soba zapanowala. Tylko, ze przez to wydaje sie byc ciagle zbolala, jeczaca i zalosna. Bo kiedy ledwo wychodzi slonce - jak dzis popoludniu - zapominam o sobie, o telefonie, o sieci i pochlania mnie calkowicie oddychanie.
Autor:
Agi Jonczyk