19 lipca 2008
Duzy, jasny dom. Kiedy weszlam do pokoju z kilkoma fotelami i kanapami od razu moj wzrok powedrowal w samo sedno. Do polek z ksiazkami siegajacych sufitu. Obrzucilam szybkim spojrzeniem towarzystwo, ktore dosc glosno szydzilo z jakiegos znanego talmudysty - krytykowali nie tylko jego prace, ale i (co dziwne) sposob mowienia, czy charakter pisma. To nie jest miejsce dla mnie, pomyslalam, i nie chodzilo mi tylko bynajmniej o tolerancje wyznaniowa, czy rasowa. Siegnelam po jedna z ksiazek. Zaczytalam sie w; gdy odnalazlam 'swoj placz sie nawet z dawien dawna pozna' odchrzaknelam tylko, by..
- Chodz. W pokoju obok serwuja jedzenie. Przyjecie a la fourchette - rzekl mezczyzna o garbatym nosie i dolku w brodzie, ujmujac mnie jednoczesnie za ramie. Odkladajac ksiazke na miejsce pomyslalam sobie, ze cos musi byc przebieglego w tym jego spojrzeniu, w usmiechu i w manierycznym sposobie bycia. Jego twarz byla w nieustannym ruchu. Wykrzywial sie i robil dziwaczne miny. Istna blazenada.
- Chcialabym byc taka perfekcjonistka w kazdym calu - szepnela mi do ucha tamtego wieczoru kolezanka.
- Nie przeceniaj mnie moja droga - odpowiedzialam jej pozniej - Geniusz staram sie wkladac w cale swoje zycie, ale jedynie zawodowo blyszcze talentem.
Autor:
Agi Jonczyk