Obejrzalam film. Z tej polki na ktora trzeba sie wspiac na palcach, by
dostac plyte. Po 2 minutach juz wiedzialam co mi takiego dawal, ze nie
potrafie o nim zapomniec. Ta mysl w koncu mnie zje.
Najlepiej wychodzi mi udawanie, ze jest dobrze. Lepiej. To tak, jakbym
bala sie pokazac, ze z czyms sobie nie radze. Bo ja zawsze silna musze
byc. Przyzwyczailam w koncu do tego wszystkich. I gdybym nagle zaczela
narzekac na finanse, prace, samotnosc, czy brudne okna - i tak by mi
nikt nie uwierzyl. Wiec, nawet nie zaczynam.
'Od chwili, gdy Cie poznalem, wiedzialem, ze kiedys odejdziesz' dostaje w sms-ie i nie mam sil wdawac sie w wymiane slow. Nie wygram jej dzis. Za miekka jestem na podjazdy pod gorke.