12 sierpnia 2008
Przed urlopem widzialam sie z [K]. Po raz pierwszy od miesiecy, nie wygladal na zmeczonego i wyczerpanego, a w pelni wladal swoimi myslami i slowami. Podczas dlugiej rozmowy tylko raz wypowiedzial to charakterystyczne dla siebie 'gwizdze na to' notabene powod naszego definitywnego rozstania - jak mozna spotykac sie z czlowiekiem, ktory wszystko ma w ..??
[K] wyobrazenie o mnie jest wciaz takie same. Dla niego wciaz jestem purystka, podstepna i wyrachowana - jednakze na swoj sposob urocza i zabawna. Nie rozumiem/nie wiem, jakim sposobem w tym stanie rzeczy on wciaz zachowuje wiec w sercu przyjazn do mnie, tak prawdziwa, ze watpic w nia to grzech. W sumie nie mam mu za zle takiego myslenia, bo wiele razy uswiadamialam nam, ze roznice miedzy nami sa bardzo zasadnicze - nie do pogodzenia. I wolalabym go wogole juz nie ogladac. Ale choc chodze roznymi drogami wciaz sie z nim gdzies spotykam.
Na wszystko jest czas. I choc jakos ostatnio nie moge sie pod tym podpisac, to rozumiem, ze to nie ostatnio ma miec znaczenie. To raczej jak uniwersalna prawda. Jak chocby to, ze wedlug [K] mam sliczne posladki. Truizm dla niego, dla mnie watpliwa prawda.
Czasem mimo wielkiego zmeczenia nie klade sie wczesniej, niz przed polnoca, bo mysle sobie, ze jak sie obudze znow bedzie ranek. Nie lubie jak noce mi uciekaja.
Autor:
Agi Jonczyk