Nigdy nie bylam przesadna. Znalam wprawdzie z opowiadan znajomych duzo
przesadow, ale nigdy w nie nie wierzylam. Wszystkie te odpukiwania w
niemalowane drewno, popluwanie przez lewe ramie, czy wykreslanie z
kalendarza pechowej trzynastki tylko mnie smieszyly. I jeszcze te
niewinne czarne koty zmuszajace ludzi do nadrabiania kilometrow -
paranoja.
Niepraktykujaca przesadowo. Tak mnie nazywano i przestrzegano:
gdy gwizdalam pod nosem, mowili 'gwizdz, gwizdz, zostaniesz wygwizdana' [a ja sie smialam]
gdy wybieralam sobie miejsce kolo drzwi, mowiono 'nie siadaj przy drzwiach, bo szybko wylecisz' [a ja sie smialam]
gdy upuscilam jakis projekt/raport/sprawozdanie, wolali 'przydepnij, bo bedzie lezalo' [a ja sie smialam].
Gdy przyjelam oswiadczyny zaplanowalam slub na 13-tego w piatek. Jednak z
przyczyn ode mnie niezaleznych musialam przesunac date na 14-tego.
Ubolewalam nad tym faktem, ale pochlonieta ta cala bieganina zapomnialam
w koncu. Irytowalo mnie, ze wciaz napotykalam na informacje 'Zaraz wracam' i mialam w glowie tak zakorzeniony ten napis, ze tuz po slubie sama umiescilam opis 'Wyszlam za maz zaraz wracam'. I w istocie, po roku wrocilam..
Od tamtej pory coraz czesciej napotykam na znaki i symbole. Zaczynam w
nie wierzyc. Pomalu. Ale, ze jestem przekorna wciaz probuje [ta notke
napisalam juz raz i skasowala mi sie, kolezanka powiedziala: 'moze to znak, ze nie powinnas jej pisac' - jednak postanowilam napisac jeszcze raz]. A czarne koty wciaz lubie.
Najgorsza jest ta swiadomosc, ze od roku chowam glowe w piasek. Udaje,
ze tak musi byc, tak jest mi dobrze. Prawda, gdy tylko wysuwa nos
zostaje zepchnieta przeze mnie do piwnicy. Nie ma idealnego rozwiazania.
Nie ma zadnego prostego rozwiazania, a przyzwyczajona chodzic na skroty
- nie potrafie zmusic sie do dalekoidacych planow. To, ze nic
nie zrobie niczego nie rozwiaze. Pozostane w miejscu w ktorym nie chce
byc, robiac to, co nie chce robic i zyc tak jak nie chce zyc. Ale i to
nie wszystko. A tym bardziej nie cala prawda.