Zawsze mam tak, ze gdy w moim zyciu cos sie zmienia - zmieniam rowniez
blogowa sukienke. Tym razem jednak nie potrafie rozstac sie w tymi
walkami, papierosem i kawa.
ps. zupelnie jakbym wlasnie teraz siebie widziala, nawet ostatnio walki dokupilam ;-)
Niby przypadkiem zapukal do moich drzwi [F] i wyciagnal mnie na
popoludniowa kawe. Mimochodem wyrzucal swoje wielkie zale, jak to sie
okrutnie z nim obeszlam w swoje urodziny, na przemian z zachwytem nad
tym, jak obecnie wygladam. Dosc szybko jednak przeszedl do wlasciwego
ataku. Zarzucil mi jak to wybieram sobie niewlasciwych mezczyzn. Robiac
sobie pranie mozgu i niewiele z tego mam. Gdy skonczyl wrocil do swojej
niewlasciwej kobiety, a ja szczerze powiedziawszy odetchnelam z ulga.
Odwiedzilam znajoma, ktorej nie widzialam od dawna. Zmienila swoj ogrod.
Zadbala o to, bym tym razem, nie mogla sie o nic zaczepic. Widzac to
miejsce przekonalam sie raz jeszcze, jak bardzo odporna jestem na
melancholie. Nie znaczy jednak, ze nie potrafie jej doznawac. Krepuje
mnie jednak, przeszkadza i cala soba sie przed nia bronie, bo
rozmiekczajac mnie nie czuje w sobie wewnetrznego napiecia, ktore kaze mi dzialac, przec do przodu. Ktore sprawia, ze niecierpliwie chce zyc dalej. Mimo.