17 października 2008

Zawsze mam tak, ze gdy w moim zyciu cos sie zmienia - zmieniam rowniez blogowa sukienke. Tym razem jednak nie potrafie rozstac sie w tymi walkami, papierosem i kawa.

ps. zupelnie jakbym wlasnie teraz siebie widziala, nawet ostatnio walki dokupilam ;-)

Niby przypadkiem zapukal do moich drzwi [F] i wyciagnal mnie na popoludniowa kawe. Mimochodem wyrzucal swoje wielkie zale, jak to sie okrutnie z nim obeszlam w swoje urodziny, na przemian z zachwytem nad tym, jak obecnie wygladam. Dosc szybko jednak przeszedl do wlasciwego ataku. Zarzucil mi jak to wybieram sobie niewlasciwych mezczyzn. Robiac sobie pranie mozgu i niewiele z tego mam. Gdy skonczyl wrocil do swojej niewlasciwej kobiety, a ja szczerze powiedziawszy odetchnelam z ulga.

Odwiedzilam znajoma, ktorej nie widzialam od dawna. Zmienila swoj ogrod. Zadbala o to, bym tym razem, nie mogla sie o nic zaczepic. Widzac to miejsce przekonalam sie raz jeszcze, jak bardzo odporna jestem na melancholie. Nie znaczy jednak, ze nie potrafie jej doznawac. Krepuje mnie jednak, przeszkadza i cala soba sie przed nia bronie, bo rozmiekczajac mnie nie czuje w sobie wewnetrznego napiecia, ktore kaze mi dzialac, przec do przodu. Ktore sprawia, ze niecierpliwie chce zyc dalej. Mimo.