Zazwyczaj zasypiam od razu, gdy moja glowa poczuje poduszke. Probuje sie
oszukiwac, ze wczorajsze krecenie sie z boku na bok, to goraczka i
oslabienie. Prawda jednak, moze i nie wygodna, jest inna. Kim on jest? Z
fotografii patrzy na mnie powazna twarz mezczyzny. Na pewno nie typ
spokojnego urzednika obarczonego zona i dziecmi. Jakas iskra w oczach
obiecuje szalenstwo, a ulozenie ust potwierdza cynizm. Postac ciekawa.
Odarzona inteligencja, wiedza i niesamowicie absurdalnym poczuciem
humoru. Prowokujaca i pewna siebie - robiaca wrazenie. Jesli ja to wiem,
to i on zdaje sobie z tego sprawe. Wiec najlepiej gdybym negowala
wszystko co mi pisze.
Nie jest pyszny.
Dusi mnie nadmiar tego, co czytam. I nie mowie tutaj tylko o tych
ksiazkach, ktore nie mieszczac juz sie na polkach (choc niedawno kupilam
nowe) leza na stole, na podlodze, wszedzie. Mysl moja nie moze sie
poruszyc, nie moze oddychac. Jestem jak Pompeja pod deszczem popiolow.
Tak trudno mi odkryc choc odrobine prawdy w slowie. Wszystko wydaje mi
sie juz znane. Wiec i banalne.
Mowia, ze przeciwnika mozna pokonac tylko na jego wlasnym terenie - jego
wlasna bronia. Ktos wiec musialby umiec przeciwstawic sie mojej mysli. A
to juz niewielu obchodzi. Wazniejsze jest to, ze nie mam zmarszczek,
mam czym oddychac i calkiem niezle nogi. Bez namyslu i kszty samokrytyki
stawiaja wielkie litery.
ps. po namysle i zaistnialych nowych okolicznosciach: trzymac sie bede ziemi. Nie liter, a slow, oddechu i dotyku.