16 stycznia 2009

Zazwyczaj zasypiam od razu, gdy moja glowa poczuje poduszke. Probuje sie oszukiwac, ze wczorajsze krecenie sie z boku na bok, to goraczka i oslabienie. Prawda jednak, moze i nie wygodna, jest inna. Kim on jest? Z fotografii patrzy na mnie powazna twarz mezczyzny. Na pewno nie typ spokojnego urzednika obarczonego zona i dziecmi. Jakas iskra w oczach obiecuje szalenstwo, a ulozenie ust potwierdza cynizm. Postac ciekawa. Odarzona inteligencja, wiedza i niesamowicie absurdalnym poczuciem humoru. Prowokujaca i pewna siebie - robiaca wrazenie. Jesli ja to wiem, to i on zdaje sobie z tego sprawe. Wiec najlepiej gdybym negowala wszystko co mi pisze.

Nie jest pyszny.

 Dusi mnie nadmiar tego, co czytam. I nie mowie tutaj tylko o tych ksiazkach, ktore nie mieszczac juz sie na polkach (choc niedawno kupilam nowe) leza na stole, na podlodze, wszedzie. Mysl moja nie moze sie poruszyc, nie moze oddychac. Jestem jak Pompeja pod deszczem popiolow. Tak trudno mi odkryc choc odrobine prawdy w slowie. Wszystko wydaje mi sie juz znane. Wiec i banalne.

Mowia, ze przeciwnika mozna pokonac tylko na jego wlasnym terenie - jego wlasna bronia. Ktos wiec musialby umiec przeciwstawic sie mojej mysli. A to juz niewielu obchodzi. Wazniejsze jest to, ze nie mam zmarszczek, mam czym oddychac i calkiem niezle nogi. Bez namyslu i kszty samokrytyki stawiaja wielkie litery.

ps. po namysle i zaistnialych nowych okolicznosciach: trzymac sie bede ziemi. Nie liter, a slow, oddechu i dotyku.