TELEGRAM: bo tak naprawde to tak niewiele mi potrzeba.
Zgniotlam niedopalek. Z trzaskiem zamknelam ksiazke, z ktorej i tak
niewiele wiedzialam, mimo, ze czytalam dobra godzine. Wstalam, ale
dalej nie moglam sobie znalezc miejsca. Wyjrzalam przez okno. Wysokie,
szeregowe budynki rzucaly cien na waska ulice. Nie dopatrzylam sie
skrawka zieleni. Drzewa ogolocone z lisci wydaly mi sie tak bliskie
temu, co nagle poczulam. Jakbym byla w jakiejs chorej pulapce. Serce zaczelo mi
walic coraz mocniej. Przymknelam wiec oczy, zeby opanowac zawroty glowy
i odsunelam sie od okna.
Brakuje mi powietrza. Dlatego jest mi niedobrze.
Brakuje mi zieleni. Wysokich traw, albo szumu rzeki. Musze poczuc, ze w
tym miescie, pokrytym tonami betonu, pelnym roznokulturowych ludzi, da
sie zyc. Da sie oddychac.
Szybka decyzja. Wlozylam buty, zlapalam szybko klucze, telefon i w
jednej chwili bylam za drzwiami. Nie mialam pojecia, co sie ze mna
dzialo w domu, ale na ulicy zawroty glowy minely, a serce zaczelo bic
normalnym rytmem. Szlam szybkim tempem wprost to Grovelands Parku.
Zawahalam sie na chwile, czy isc wprost do strumyka, czy tez
pospacerowac wokol jezior. Wybralam strumyk. Tam zawsze jest mniej
londynczykow. I mimo, ze ostatnio wrecz garnelam do ludzi - teraz
chcialam byc sama. Zastanawialam sie dlaczego az do dzisiaj nie
zauwazylam, ze nie brakuje ludzi wokol mnie przeciez.