1 marca 2009

TELEGRAM: bo tak naprawde to tak niewiele mi potrzeba. 

Zgniotlam niedopalek. Z trzaskiem zamknelam ksiazke, z ktorej i tak niewiele wiedzialam, mimo, ze czytalam dobra godzine. Wstalam, ale dalej nie moglam sobie znalezc miejsca. Wyjrzalam przez okno. Wysokie, szeregowe budynki rzucaly cien na waska ulice. Nie dopatrzylam sie skrawka zieleni. Drzewa ogolocone z lisci wydaly mi sie tak bliskie temu, co nagle poczulam. Jakbym byla w jakiejs chorej pulapce. Serce zaczelo mi walic coraz mocniej. Przymknelam wiec oczy, zeby opanowac zawroty glowy i odsunelam sie od okna.

Brakuje mi powietrza. Dlatego jest mi niedobrze.
Brakuje mi zieleni. Wysokich traw, albo szumu rzeki. Musze poczuc, ze w tym miescie, pokrytym tonami betonu, pelnym roznokulturowych ludzi, da sie zyc. Da sie oddychac.


Szybka decyzja. Wlozylam buty, zlapalam szybko klucze, telefon i w jednej chwili bylam za drzwiami. Nie mialam pojecia, co sie ze mna dzialo w domu, ale na ulicy zawroty glowy minely, a serce zaczelo bic normalnym rytmem. Szlam szybkim tempem wprost to Grovelands Parku. Zawahalam sie na chwile, czy isc wprost do strumyka, czy tez pospacerowac wokol jezior. Wybralam strumyk. Tam zawsze jest mniej londynczykow. I mimo, ze ostatnio wrecz garnelam do ludzi - teraz chcialam byc sama. Zastanawialam sie dlaczego az do dzisiaj nie zauwazylam, ze nie brakuje ludzi wokol mnie przeciez.