TELEGRAM: chwilami wydaje mi sie, ze po prostu przygotowuje sie do tego, co powinnam juz miec za soba.
Ide (choc od nadmiaru wody w organizmie wydaje mi sie, ze plyne) dlugim,
szpitalnym korytarzem. Niebieska linia na bialej scianie wyznacza trase
wprost do oddzialu w ktorym powinnam stawic sie na badanie. Potraca
mnie mezczyzna w zielonym, szpitalnym uniformie. Biala kartka ze
skierowaniem wyslizguje mi sie z reki, mimo, ze do tej pory trzymalam
sie jej kurczowo. Frunie. Ponad naszymi glowami. Jestem zbyt obolala i
ciezka, by ruszyc za nia w poscig. Robi to On, a pozniej klepie
mezczyzne po ramieniu na znak, ze sie nic nie stalo. Sile sie na
usmiech. Sile sie, by nie uciec.
Wracamy ze szpitala w milczeniu. Kazde z nas boi sie czegos innego.