19 czerwca 2009
Mijamy sie na waskiej uliczce prowadzacej do mojej pracy, a ten rzuca sie na mnie, mowiac jaka to ma chrapke na moj zapach. Jego zuchwalstwo jest tak niewiarygodne, ze na chwile trace glos. Nie mogac wydobyc slowa stac mnie tylko na unik i wyswobodzenie sie z jego rak.
- Postradales zmysly, czy poranne slonce uderzylo Ci do glowy - wypalam, kiedy juz odzyskuje glos.
- Po prostu wiem, ze tez tego chcesz.
- Nie wiem jak znioslabym rozczarowanie, wiec wole nie probowac.
- O czym ty mowisz?
- Takie ogiery sa mi znane. Moj piecioletni chrzesniak ma zapewne lepsze warunki niz ty, wiec wybacz, ale spiesze sie.
Radosc, ktora ostatnio miesza mi w glowie wzmacnia moja wiare, ze sie uda. To cale oszolomienie spowodowalo pustki w slowach. Ale. Pracuje z wielkim zapalem. Znalazlam w sobie rownowage, ktorej mi juz tak dlugo brakowalo. Mam jasnosc widzenia. Obrany cel.
Przewrotnie smieje sie ze swojego nowego odbicia w lustrze. Wytykam sobie niedoskonalosci wiedzac dobrze, ze juz ich nie zauwazam. I po prostu dobrze mi. Tak lekko ;-)
Autor:
Agi Jonczyk