4 sierpnia 2009

Gdyby moje notki mialy tytuly, obecna mialaby - wczoraj gleboka czern, dzisiaj chaber, albo ze specjalna dedykacja dla wszystkich elfow.

Sa takie moje wolne dni. Gdy czekam. Wstaje porankiem i tuz po trzech kropkach. Czekam. Mijaja minuty, przyspiesza mi sie puls i wystarczy kilka kolejnych minut bym pozbyla sie zdrowego rozsadku i dobrego humoru. Pora sniadania, lunchu i gdy tysiace ludzi wychodzi na przerwe i robi zakupy u Boot'sa, a pozniej je kanapki, kupuje kawe trzymajac w dloniach 'Evening Standart' i chodzi po miescie w garniturach, czy w szpilkach - ja czekam, pijac kawe.

Po poludniu, gdy ludzie pracy odbywaja rozmowy telefoniczne, spotkania, flirtuja przy kserokopiarce i pograzaja sie w bezpieczenstwie zycia biurowego - ja czekam, zapalajac kolejnego papierosa.

Kiedy o piatej gasna swiatla biurowe, a krawaciarze uwijaja sie, by zdarzyc na swoj pociag i blyskawicznie ogarniaja balagan na biurku  wylaczajac komputer - moj wciaz pozostaje wlaczony - czekajac.

Sa takie moje wolne dni. Gdy sie doczekuje. I czuje, jak moje ego zostaje porzadnie wymasowane.