Gdyby moje notki mialy tytuly, obecna mialaby - wczoraj gleboka czern, dzisiaj chaber, albo ze specjalna dedykacja dla wszystkich elfow.
Sa takie moje wolne dni. Gdy czekam. Wstaje porankiem i tuz po trzech
kropkach. Czekam. Mijaja minuty, przyspiesza mi sie puls i wystarczy
kilka kolejnych minut bym pozbyla sie zdrowego rozsadku i dobrego
humoru. Pora sniadania, lunchu i gdy tysiace ludzi wychodzi na przerwe i
robi zakupy u Boot'sa, a pozniej je kanapki, kupuje kawe trzymajac w
dloniach 'Evening Standart' i chodzi po miescie w garniturach, czy w szpilkach - ja czekam, pijac kawe.
Po poludniu, gdy ludzie pracy odbywaja rozmowy telefoniczne, spotkania,
flirtuja przy kserokopiarce i pograzaja sie w bezpieczenstwie zycia
biurowego - ja czekam, zapalajac kolejnego papierosa.
Kiedy o piatej gasna swiatla biurowe, a krawaciarze uwijaja sie, by
zdarzyc na swoj pociag i blyskawicznie ogarniaja balagan na biurku
wylaczajac komputer - moj wciaz pozostaje wlaczony - czekajac.
Sa takie moje wolne dni. Gdy sie doczekuje. I czuje, jak moje ego zostaje porzadnie wymasowane.