Otwarly sie drzwi i w progu stanal mezczyzna. Poteznie zbudowany, o
wyrazistej twarzy i dlugich, ciemnych, choc przyproszonych siwizna
wlosach. Mial ogorzale, wysmagane wiatrem policzki i grube brwi, spod
ktorych bystro spogladaly brazowe oczy. Za nim ukazala mi sie jeszcze
jedna postac - wyzsza i nieco szczuplejsza, lecz nie tak mocno
umiesniona. Ciemne wlosy gladko zaczesane do tylu nad wysokim czolem, a
oczy skryte pod gestymi rzesami (jakze mu zazdroscilam tych rzes) - byly
niemal czarne (jak moje). Plaski nos i szeroko rozstawione kosci
policzkowe nadawaly mu wyglad Mongola, zwlaszcza, gdy sie usmiechal,
mruzac powieki. Do tego wyraziste nozdrza i pelne, wykrojone usta.
Niepokojaca fizjonomia, moze nawet okrutna. Ruchem reki zaprosil mnie do
srodka.
Na przemian zadawali mi pytania. Mnostwo pytan. Czasem odpowiadalam ze
zdecydowaniem, czasem mamrotalam cos cicho. Czulam sie niezrecznie i
glupio, jak kazdy, kto spotyka sie z taka wejsciowa determinacja, bym
zmienila swoje zdanie, a najlepiej cale zycie.
I dopiero, gdy pojawila sie niska, szczupla kobieta z burza rudych lokow odetchnelam i pomyslalam sobie: 'Being a woman is a terribly difficult task, since it consists principally in dealing with men'.