23 października 2009

Ranek pochloniety lagodzeniem ostrego zapalenia krtani i bolu gardla, ktory trwa od kilku dni i nie pozwala mi spac noca. Przy tym moja sklonnosc do uporu ustepuje i faszeruje swoje cialo lekami. Moj proznujacy od pracy umysl produkuje setki mysli z ktorych zadna nie zostaje wypowiedziana. Myslaca istota, ktora siebie ma tylko za cel - doswiadcza odrazajacej pustki. A ja chcialabym, w moim wieku (w koncu granica roku przekroczona!) wymagac od siebie tego, co najlepsze. Ale chyba oduczylam sie wymagac. Na szczescie sa osoby na ktorych mi zalezy. Przy ktorych moge byc calkowiecie naturalna (nawet z tym skrzeczacym glosem). A obecnosc jest nie tylko dogodna, ale i cholernie krzepiaca. Nigdy nie mam uczucia, ze trace czas - a rozmowa jest bezuzyteczna.


ps.
Pms, czyli absolutne wyuzdanie. Taka kokieteria slow to nie przypadek. Lubie to, co w tym zdaniu nagie i bez metafor - ot. Kazda moja mysl odpowiada potrzebie ciala - i jest to najczesciej potrzeba teraz/now. Ekspresja. Sztuczna elegancja z rozlozonymi nogami mi dzis ciazy - tak samo, jak dodawana do rzniecia poezja.