2 listopada 2009

Spedzilam kilka uroczyn godzin porannych w parku niedaleko przedszkola, gdzie niespodziewanie spotkalam dawna pracownice. Podczas przechadzki lasem sosnowym opowiadala mi o swoim bolu. Mowila, jak to czasami, calymi godzinami nie moze ruszyc glowa. I lezy przez caly dzien lub przez kilka kolejnych dni. Chwilami przeciagala po nosie skrajem dloni, ktora zdawala sie byc taka martwa w ow chwili. Jej dlonie o palcach dziwnie sztywnych i rozczapierzonych wydawaly sie zyc wlasnym zyciem. Nic nie robilo wiekszego wrazenia, niz ten ruch maniacki i niezreczny; ktory zdawal sie byc ruchem zwierzecia, czy wariata. Pozegnalam ja serdecznie z troska i jeszcze bardziej przestraszylam sie jutrzejszego badania.