Lezalam nieruchomo ze strachu, na zimnej, szpitalnianej kozetce. W
niezwykle gustownym, bialo-niebieskim, szpitalnym wdzianku. Wokol mnie
rozstawiona byla aparatura wydajaca dziwne dzwieki. Moja kobiecosc tak
naga, ze az krepujaca.
Otworzyly sie drzwi, weszla pani doktor i niespiesznie zaczela tlumaczyc
krok po kroku, co bedzie robic. A pozniej zapanowala atramentowa
ciemnosc. Wydawalo mi sie, ze zimne powietrze uderza mnie niczym obuchem
w cieple policzki. Goraco przyszlo kilka minut pozniej.
No more. No more, please.
Zagluszalam bol praca. Niemniej wiadomo, ze tlumienie go na jakis czas sprawia, ze wraca ze zdwojona sila.
Skurczylam sie. Jakby.
ps. jest taka chwila, kiedy nie czuje się już bólu. wrażliwość znika, a rozsądek tępieje, aż zatraci się poczucie czasu i miejsca.