3 listopada 2009

Lezalam nieruchomo ze strachu, na zimnej, szpitalnianej kozetce. W niezwykle gustownym, bialo-niebieskim, szpitalnym wdzianku. Wokol mnie rozstawiona byla aparatura wydajaca dziwne dzwieki. Moja kobiecosc tak naga, ze az krepujaca.

Otworzyly sie drzwi, weszla pani doktor i niespiesznie zaczela tlumaczyc krok po kroku, co bedzie robic. A pozniej zapanowala atramentowa ciemnosc. Wydawalo mi sie, ze zimne powietrze uderza mnie niczym obuchem w cieple policzki. Goraco przyszlo kilka minut pozniej.

No more. No more, please.

Zagluszalam bol praca. Niemniej wiadomo, ze tlumienie go na jakis czas sprawia, ze wraca ze zdwojona sila.
Skurczylam sie. Jakby.

ps. jest taka chwila, kiedy nie czuje się już bólu. wrażliwość znika, a rozsądek tępieje, aż zatraci się poczucie czasu i miejsca.