Po szarpaninie zgoda. Dzwoniac porankiem - miedzy dzieciecym sniadaniem,
a wyjsciem na ogrodek - zaproponowal hinduska kuchnie w malutkiej,
ciemnej i niedorzecznie taniej knajpie. Wcisnieta gdzies miedzy inne,
male dziuple, do ktorej chodza krawaciarze na lunch.
Idac waska ulica wskazal male, biale drzwi i otwierajac je przede mna powiedzial:
- To tu podaja najlepsze tandoori masala, jakie w zyciu jadlem.
Dlugie i waskie pomieszczenie bylo zatloczone, mimo tak ostrej
konkurencji. Sciany i sufit udekorwane dlugimi sznurami roznobarwnych
swiecidelek. Starszy pan siedzial w bialej szacie nieopodal wielkiego
okna ze skrzyzowanymi nogami i gral na gitarze dla tych wszystkich par
siedzacych, rozmawiajacych i dzielacych sie egoztycznymi potrawami, jak i
soba nawzajem.
Wybor potrawy zabral mi chyba wiecej czasu, niz samo jedzenie. Chleb
faszerowany ziemniakami, warzywna samosa, tikka z jagnieciny, ryz
jajeczny z groszkiem i oczywiscie kurczak tandoori - do ktorego
zaproponowal sos serowy ze szpinakiem.
Gdy kelner postawil przed nami talerze pelne goracych i pachnacych potraw uniosl kieliszek i spojrzal mi w oczy.
- Jak minal ci dzien w pracy?
Taki banal - prawda? W koncu co moze wniesc ta bezsensowna wymiana slow?
Bo nikogo tak naprawde nie obchodzi, jak minal dzien komus innemu, gdyz
nie sposob to zrozumiec, gdy sie nie jest na miejscu tej osoby.
Ale to myslenie jedynie ludzi z empatia siegajaca poziomu chodnika.
Tych, ktorzy nie maja potrzeby miec kogos, kto bylby pytal.