21 grudnia 2009
Wiem doskonale, ze mam trudny charakter. Jestem impulsywna, popedliwa i wymagajaca, choc niekonsekwentna - przynajmniej wobec samej siebie. Moje zdecydowanie i umiejetnosc szybkiego podejmowania jednoznacznych decyzji sa nieoceniona zaleta - ale tylko w pracy zawodowej. W zyciu prywatnym bowiem nie zawsze szybka decyzja oznacza sluszna decyzje, wiec odwlekam czas, w ktorym bede pewna wlasciwych slow. I gestow. Powoli do mnie dociera, ze moje uczucie jest jak choroba przewlekla, na ktora zwykle tabletki pomagaja jedynie usnac. Szybka interwencja - ostre ciecie - jest jednak w tym przypadku wykluczona.
Zastanawiam sie czy to naprawde takie trudne popatrzec na wlasne zycie z dystansu. Oczami zupelnie nieznanej, a wiec i obiektywnej osoby. Dostrzec to, co ona. Nie tyle ocenic, co wyciagnac wnioski.
Zastanawiam sie, czemu u innych widzimy to, co tak trudno nam zobaczyc u nas samych. Moze to przez pozory? Z pozoru nie jestem dobrym materialem na zone. Nie mam pojecia, jak sie oporzadza karpia, nigdy nie pieklam piernikow, nie ceruje skarpet i nie przyszywam guzikow. Nie wiem jak usuwa sie wino z dywanu i nieznosze prasowac. Nie zmienia to faktu, ze kazda z tych rzeczy poradzilabym sobie bez problemu. Sek w tym, ze moge wszystko. Nie musze nic. No, prawie nic.
Autor:
Agi Jonczyk