Odlozylam ksiazke i przesunelam stopy. Pies byl niezadowolony z
tego, ze zmienilam pozycje, bo jego wlochata mordka znalazla sie na
dywanie, a nie jak do tej pory, na moich stopach otulonych skarpetami
udzierganymi przez babcie z goralskiej, cieplej welny. Wyciagnelam reke,
a pies od razu nadstawil leb do poglaskania. Zrozumialam, ze ten
wlochaty kundel polubil mnie dosc szybklo. To jak niektorzy ludzie,
ktorzy sa w stanie polubic kazdego, kto poglaszcze ich po twarzy, czy
poklepie po plecach. Psychiczny pies. Psychiczni ludzie. Prawdziwi
neurotycy. Z niezaspokojona potrzeba bliskosci i tulenia. Zawsze malo
glaskania i dobroci.
To tylko sen przerwany w srodku nocy. A ta potrzeba ciepla zostala we
mnie do samego rana. Dziwne, ze nie snilam o jego twarzy, a doskonale
wiedzialam, ze i on gdzies tam krecil sie po kuchni, czy lazience. Na
sama mysl zrobilam sie taka spokojna i zasnelam znow.
Zapominam odwolac spotkanie i orientuje sie juz na treningu MAKATON.
Pospiesznie wyciagam telefon i widze kilkanascie nieodebranych polaczen
i kilka wiadomosci. Zrzucam wszystko na zatrucie pokarmowe, a kilka
godzin pozniej okazuje sie, ze tylko mnie ten pomysl wydawal sie dobra
wymowka. [kurde, ludzie wciaz choruja po surowych owocach morza!] Po kursie trzymam telefon w reku i zastanawiam sie co powinnam zrobic - i nie robie nic. Glupie uczucie.