Przyszedl do mojej pracy mezczyzna, ktory ma czas i pieniadze i marnuje
obie te rzeczy bez najmniejszych wyrzutow sumienia. Pomyslalam sobie, ze
marnuje rowniez moj czas (pomimo jego calej uprzejmosci). A tego nie
lubie.
To chyba nie pierwszy mezczyzna, ktory nie zdolny jest do powagi i
wszystkie jego mysli, ciete slowka i odczucia kipia beztroska i draznia
niemilosiernie. Znajduje ucieszne epitety i miny, nasladuje dzwieki
zwierzat i mam wrazenie, ze nie jestem jedyna, ktora ta nie bawi - ale
jedyna, ktora jest w stanie mu to okazac. Zmienia wiec temat i mowi
smutno: 'Chce byc smutny, twoim smutkiem'. Co mnie w koncu
rozbawia (naprawde szczerze) i gdy uswiadamiam sobie, ze czuje sie przy
nim jeszcze smutniejsza wyciagam telefon. Chce uslyszec glos, ktory
dziala jak cieply balsam.