To uczucie, kiedy juz blisko - blisko do celu i juz chcesz
skoczyc z radosci i krzyczec ze szczescia i lzy wzruszenia ci sie cisna
do oczu - ale jeszcze wstrzymujesz powietrze i wypelnia ci ono cala
klatke piersiowa, ze myslisz 'za chwile sie udusze'. Jeszcze nie.
Strofujesz sie. Sciagasz usmiech z twarzy, jak maske. Odkladasz na
pozniej. Bo blisko - blisko. To jeszcze nie teraz.
To nieprawda, ze zobojetnialam. Czy tez zostawilam wszystko przypadkowi.
Nic nie dzieje sie bez przyczyny. Od uderzania glowa w sciane narobilam
sobie tylko siniakow. I choc na poczatku wyrzucalam sobie, ze obecna
sytuacja to wynik tylko i wylacznie mojego postepowania - szybko dane mi
bylo zmienic zdanie. Uderz w stol, a nozyce sie odezwa. Bez pojecia tak uderzac i uderzac, gdy wystarczy skreslic ze swojego slownika egocentryzm.
A na dobranoc, mimo duchoty w Londynie:
Twoje wargi osuwaja sie ze mnie
fioletowo i chmurnie
gdy milczysz.