10 maja 2011

Wydrukowalam liste z zaopatrzeniem na kolejny semestr. I nagle uswiadomilam sobie, ze gdy ja bylam w wieku moich podopiecznych do zabawy sluzyl mi swiat; liscie, kamyki, ziemia, patyki, stare (poprzypalane i poobijane) garnki, agrest, niekiedy porzeczki. Czasem cegly podkradzione tacie ze stodoly, czasem troche gwozdzi zabranych z piwnicy, czy piasek przytargany w kieszeniach z pobliskiego toru kartingowego. Gotowalysmy z siostra zupe (z ziemi, trawy i kamieni) mieszajac powyginanym widelcem i udajac, ze nam smakuje wybornie.

Nagle poczulam sie znowu kilkulatkiem. I powrocil obraz mojego domu. Mama w oknie przywolujaca na; ziemniaki z jajkiem sadzonym i kwasnym mlekiem, swiezy chleb z maslem i cukrem, zupe jagodowa, makaron ze smietana, czy placki ziemniaczane. Do tego kompot koniecznie truskawkowy.

Nie zamienilabym swojego dziecinstwa na zadne obecne zabawki i makdonaldy.

Kiedys; zawsze przed snem pilam kakao.
Robie sie sentymentalna. Czas umierac