Wydrukowalam liste z zaopatrzeniem na kolejny semestr. I nagle
uswiadomilam sobie, ze gdy ja bylam w wieku moich podopiecznych do
zabawy sluzyl mi swiat; liscie, kamyki, ziemia, patyki, stare
(poprzypalane i poobijane) garnki, agrest, niekiedy porzeczki. Czasem
cegly podkradzione tacie ze stodoly, czasem troche gwozdzi zabranych z
piwnicy, czy piasek przytargany w kieszeniach z pobliskiego toru
kartingowego. Gotowalysmy z siostra zupe (z ziemi, trawy i kamieni)
mieszajac powyginanym widelcem i udajac, ze nam smakuje wybornie.
Nagle poczulam sie znowu kilkulatkiem. I powrocil obraz mojego domu. Mama w oknie przywolujaca na; ziemniaki
z jajkiem sadzonym i kwasnym mlekiem, swiezy chleb z maslem i cukrem,
zupe jagodowa, makaron ze smietana, czy placki ziemniaczane. Do tego
kompot koniecznie truskawkowy.
Nie zamienilabym swojego dziecinstwa na zadne obecne zabawki i makdonaldy.
Kiedys; zawsze przed snem pilam kakao.
Robie sie sentymentalna. Czas umierac