25 maja 2012

Sa takie slowa po ktorych zostaja rany. Blizny rozstepow na brzuchu, biodrach i piersiach. Powiekszona watraba. Bol w stawach i bezsennosc. Czekam az skonczy sie pranie. A chcialabym nie musiec juz na nic czekac. Noc. Pytania do samej siebie i odpowiedzi, ktorych nie chce znac. Czulosc. Smutek. Wypity alkohol pomieszal mi czasy. Mam wolne. Od pracy i pospiechu. I sama nie wiem co, kiedy sie dokonalo. Kto i co powiedzial. Kto i co zrobil. A moze nikt. Nigdy. Moze to znow sama ze soba pertraktowalam o tym, a potem sie smialam na fali wypitego wczesniej wina i ze nie-szczescia wpuszczalam motyla sentymentow w zakamarki swego upojonego do granic rozsadku umyslu.

Wyrwane z kontekstu. Urywek zdania. Cos ktos powiedzial. Ktos inny zalkal. Myslalam - o Jego dloniach na klawiaturze i na swoich piersiach. Nie chce analizowac przyczyn utraty. Przyczyn nie ma. Tylko skutki. Bolesne.


**

Zrobilo mi sie slabo. Z zatroskaniem zapytal czy to z powodu jakiejs zlej wiadomosci. Sama nie wiem jak to nazwac. Odparlam. Spotkalo Cie nieszczescie? Drazyl dalej. Zamyslilam sie. Niektorzy ludzie ze szczescia nawet umieraja. Usmiechnelam sie jakbym cos o tym wiedziala.
Probowalam sobie przypomniec dzien prawdziwego szczescia i nie bylo to wcale trudne. Tyleze byla to noc.