29 lipca 2012

Kiedy jej streszczam ta historie czuje, jak slowa wyrzucane miazdza sie nawzajem. Szczegolnie, gdy akcentuje niektore wielokrotnie. Mam przed oczami jej zdziwione oczy. Porownywalne do wylupiastych oczu lina. Pewnie, gdybym jej to powiedziala, przyblizylaby sie do mnie, jak i ryba zblizajaca sie do szkla akwarium. Nagle uswiadamiam sobie, ze to tylko moj mozg wrze, bo gdzies w srodku zachowuje zimna krew.

Annie jest pierwsza osoba, ktora mnie nie stara sie pocieszyc, a co najwazniejsze nie slysze 'zapomnisz'. Jest jedyna osoba, ktora slucha w absolutnej ciszy, a gdy koncze po prostu daje mi skreta. Tym bardziej to zadziwiajace im blizej sie ja poznaje. Na pierwszy rzut oka ot australijska turystka. W wieku mojej mamy. Nic bardziej mylnego - jest duzo od niej starsza i wiele mozna o niej powiedziec, ale nie to, ze jest turystka. Annie nie zwiedza uroczych zakatkow wyspy, nie robi zdjec i nie wysyla kartek dla rodziny. Za to podczas kilku dni zmienia mnie, jako czlowieka.

Nocy, gdy zrzucam z siebie wielki ciezar spie jak kamien, a rano stwierdzam: coz za czarujacy poranek. Powietrze cale w blekicie, dachy lsnia. Gdy witam Annie na sniadaniu slysze cos na kształt polskiego: 'Napraw wszystko, jesli umiesz' a od jej partnera Johna: Witaj; Oko bez dobroci i czulosci. Ta niezwykla para robi mi poranek.


W pokoju hotelowym lapie sie na tym, ze bezsensownie przygladam sie pracownikom na pobliskiej budowie. I gdy jeden macha w moim kierunku, zamiast mu odpowiedziec zaslaniam kolare zastanawiajac sie, czy naprawde mozna zbudowac cos z ruin. Wszystko bowiem moge w sobie przerobic i przeksztalcic. Wszystko moge ponazywac od poczatku. Prawda jest aktem odwagi (ale i  jak kula, ktora miala chybic, a zabila). Powtarzam za Monteskiuszem: 'Za miejsce jednego ponad innymi, wszyscy zbyt drogo musza zaplacic'. Pozniej nurkujac dlugo zastanawiam sie 'dlaczego?'.